31.08.2024

Dlaczego jazda na tyczkach zyskuje w Polsce na popularności?

autor: Marcin Kapuściński

To, że szkolenia na tyczkach zakopują przepaść pomiędzy elitarnością jazdy zawodniczej a jazdą amatorską – to jest oczywiste. Również to, że szkolenie na tyczkach to „dostęp” do często wysokiej klasy metodyków, którzy są w stanie wychwycić inne niuanse niż gros szkółkowych instruktorów, specjalizujących się w innych etapach szkolenia – to też ciężko podważyć. Ale w mojej opinii chodzi też o coś więcej.

Według mnie chodzi o chęć wyciśnięcia z narciarskiej eskapady – która w naszym (polskim) przypadku jest jednak wymagająca i finansowo i logistycznie – jak najwięcej. Jedziemy często ponad 1000 km w jedną stronę, żeby poskręcać w Alpach. Coraz częściej decydujemy się więc zwiększyć budżet wyjazdu o 1/3, wykupując w pełni zorganizowane zajęcia, żeby zapewnić sobie wyjazd bardziej „jakościowy”. Nabiera on wtedy kompletnie innego charakteru, a nabyte podczas szkolenia umiejętności przekładają się na zadowolenie z jazdy i ogólne wrażenia z samego pobytu w górach. W polskich ośrodkach dochodzi jeszcze jeden atut korzystania ze szkolenia na tyczkach: możliwość jazdy po zarezerwowanej, odgrodzonej od ruchu turystycznego trasie. W ten sposób odganiamy od siebie jedną z największych zmor narciarstwa w polskim wydaniu, czyli niski komfort jazdy, związany z tłumem współużytkowników stoku.

Jazda sportowa zyskała na popularności na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat. Zaczynaliśmy organizować szkolenia pod szyldem Ski Spa w 2011 roku i po niemal 15 latach możemy stwierdzić, że popularność formuły… wciąż rośnie. Narciarzy, którzy chcą od narciarstwa czegoś więcej niż tylko grawitacyjnego przemieszczania się od punktu A do punktu B, jest coraz więcej. A atuty są niepodważalne: jazda na tyczkach to większe emocje, ale też katalizator postępów. Impuls, który sprawia, że wypłaszczona od lat krzywa progresu dostaje „kopa”.

Spotkałem się też z opinią, że narciarstwo sportowe odmładza. W tym miejscu pozdrawiam całkiem mocną sekcję naszych kursantów, urodzonych w latach 50., których przejazdy slalomu ci młodsi często oglądają z nieskrywanym podziwem.

Fantastyczne sukcesy Maryny Gąsiennicy-Daniel na pewno przekładają się na popularyzację naszej dyscypliny i cały „tyczkowy” trend mogą tylko wzmocnić. Niemniej, słabo u nas z sukcesami na skalę międzynarodową, stąd popularność amatorskiej jazdy sportowej rzeczywiście można potraktować w kategorii fenomenu.

Kto jeździ na szkolenia na tyczkach?

Najczęściej trafiają do nas narciarze w wieku 30-40 lat, jeżdżący całe życie. Poruszają się na krawędziach sprawnie i szybko, często też mają papiery instruktorskie. W swoich środowiskach uznawani są za „najlepszych na stoku”, ale ich to nie satysfakcjonuje. Są sfrustrowani, że „nikt im nic nie mówi”. Od lat nie zrobili postępów i szukają impulsu do rozwoju techniki. Sporadyczne przejazdy na ogólnodostępnych gigantach w Austrii czy we Włoszech sprawiają im radość i zasiewają tyczkowe ziarno. Progres zapewni im dopiero jazda sportowa pod okiem byłych zawodników, którzy poprzez uwagi po każdym przejeździe oraz odpowiednio dobrane ćwiczenia są w stanie znacząco zmienić ich poziom jazdy. Często takie osoby nie widziały swoich przejazdów na video, tym bardziej w towarzystwie kogoś, kto by ich technikę zanalizował. Z racji szybkich postępów i ogólnego, wysokiego poziomu jazdy, szybko wchodzą na trasę giganta i najczęściej to on jest dla nich esencją jazdy sportowej.

Wyróżniłbym też grupę mniej zaawansowanych narciarzy – poruszają się po stokach dość sprawnie, ale jeśli chodzi o technikę, mają jeszcze spore rezerwy. Ich skręty obarczone są 2-3 kluczowymi błędami, których naprawa uczyniłaby jazdę przyjemniejszą, mniej wysiłkową, skuteczniejszą i bezpieczniejszą.

Około 10% stanowią narciarze słabiej jeżdżący, dla których wypad z nami np. na lodowiec Kaunertal to jedyny wyjazd w sezonie. Ich przejazdy po gigancie stanowią raczej urozmaicenie szkolenia i staramy się namówić ich bardziej na cześć zadaniową.

W jakim wieku są kursanci szkoleń na tyczkach?

Najsilniejsza frakcja to osoby w wieku ok. 25-40 lat, czyli na tyle ustabilizowane finansowo, żeby móc pozwolić sobie na droższy z uwagi na koszty szkolenia wyjazd, ale też w szczycie swojej formy psychofizycznej.

Tacy kursanci zostają z nami – szczególnie, od kiedy uruchomiliśmy grupy dziecięce, co umożliwia im spędzenie ze Ski Spa rodzinnych, aktywnych wakacji.

Najmłodsi narciarze, jeżdżący w formule „tyczkowej” to studenci, startujący w międzyuczelnianych zawodach. Uczestniczą szczególnie tłumnie w naszych treningach weekendowych, chwaląc sobie lokalizację (ustawiamy GS i SL zwykle na Podhalu – idealnie dla studentów z Krakowa czy Śląska), demoniczną częstotliwość przejazdów, uwagi po każdym zjeździe, elektroniczny pomiar czasu – to, czego przed AMPami czy Wintercupami potrzebują najbardziej. Na nasze szkolenia jeździ nieco więcej facetów niż dziewczyn. Oceniałbym proporcje na 60/40.

Czy uczestnicy szkoleń na tyczkach jeżdżą na zawody narciarskie?

Większość kursantów odnajduje frajdę w samym podnoszeniu umiejętności jazdy na tyczkach, ale mamy swoich „reprezentantów” na Mistrzostwach Polski geologów, reklamy, czy lekarzy. A czy traktują to jako trening czy tylko zabawę? Staramy się pokazać złoty środek: skuteczny, metodyczny trening, ale bez napinki, chorej rywalizacji porównywania sprzętu. „Spuszczamy powietrze” z tych, którzy przyjechali z wysokim tętnem dokopać wszystkim dookoła, a czasem stawiamy do pionu tych mniej zmotywowanych, chociażby prosząc ich o wykonanie kilku przejazdów z elektroniczym pomiarem czasu.

Czy dzieci kursantów też jeżdżą na szkolenia?

Wyjazdy, gdzie są grupy tyczkowe, ale też techniczne, czy dziecięce, są najfajniejsze. W ogóle szkolenie w grupie to wartość dodana, szczególnie dla dzieci. Podnoszą swoje umiejętności i samodzielność narciarską, mając możliwość pochwalić się tym faktem z rodzicami podczas przerwy lunchowej. To, że dziecko słucha się instruktora bardziej niż rodzica, to jasne. Ale mało kto mówi o tym, że… często nie od razu tak jest. Ja obserwuję „efekt monolitu” na trzeci dzień. U mnie lekkie rozprężenie czy konieczność stawiania do pionu niepokornych następuje dnia drugiego. Natomiast dzień później grupa jest już zintegrowana, w 100% spełnia polecenia a postępy robi w tempie niemal wykładniczym.

Jakie jest “kryterium”, żeby móc zarezerwować miejsce na szkoleniu na tyczkach?

Dla nas poziom minimum, żeby zacząć jeździć na tyczkach, to: umiejętność jazdy na krawędziach oraz sprawnego przemieszczania się po stokach o zróżnicowanej trudności. Mowa tu o slalomie gigancie, podstawowej alpejskiej konkurencji. Czy jesteś gotowy/a na slalom? Przeczytaj kolejny akapit.

Slalom: czy jestem gotowy/a?

Jakiś czas temu opublikowaliśmy artykuł, w którym opisujemy naszą “piramidę” szkoleniową. Opisujemy tam slalom (czyli konkurencję, w której trasa jest ustawiona z pojedynczych tyczek i wymaga posiadania ochraniaczy na golenie + gard na kije) jako konkurencję “docelową”, do której dochodzi się po “zaliczeniu” dwóch innych etapów. Mowa tutaj o: a) etapie doskonalenia techniki (chociażby poprzez naszą formułę “Czysta Technika“) oraz b) etapie doskonalenia slalomu giganta. Jednym słowem: trening slalomu ma sens, jeśli jesteś “ułożony technicznie” (umiesz jeździć krótkim skrętem na krawędziach, potrafisz szybko inicjować skręt, nie masz problemu z jazdą “na tyłach”) oraz… jeśli wcześniej zjeżdżałeś po trasie giganta. Wbrew pozorom, obie konkurencje są do siebie dość zbliżone, natomiast w GS masz więcej czasu – możesz pracować nad odpowiednią linią czy timingiem docisku nart. W SL nie ma tyle czasu. Skręty ustawione są dużo gęściej, wszystko dzieje się szybciej, a dochodzi jeszcze element “zbijania” tyczek (czy bardziej zasłaniania się przed nimi). Dobrze jest mieć pewne automatyzmy jeszcze z jazdy po gigancie.

Co mi da trening slalomu? Czy przełoży się na jazdę luźną?

O tym, co w jeździe luźnej daje gigant, pisaliśmy w artykule Slalom gigant – po co mi to?

Oto, jak na jazdę luźną przekłada się trening slalomu:

  • potrafimy szybciej inicjować skręt – małe odległości między tyczkami uczą maksymalnego wykorzystywania przedniej części narty. Nie dociążasz odpowiedniego fragmentu narty – wylatujesz ze slalomu.
  • potrafimy lepiej sterować nartami – dzięki umiejętności odpowiedniego docisku zewnętrznej narty oraz stosowania układu dośrodkowego.
  • stabilizujemy górę ciała, włącznie z rękami. “Zablokowany” układ odstokowy wypracowany w treningu slalomu, zapobiega przyruchom, które destabilizują naszą pozycję (mowa tutaj o np. przerotowaniu tułowia, powodującego uślizg nart i opóźnienie kolejnego skrętu oraz przyruchu odwrotnym – kontrrotacji, powodującej rozłożenie docisku na obie narty i w rezultacie utratę kontroli nad promieniem skrętu).
  • Jeździmy lepiej dla oka i… bezpieczniej. Wszystkie wyuczone (powyżej wymienione) wpływają na kontrolę jazdy.
Kouty nad Desnou, szkolenie slalomu

W jakich terminach organizujemy szkolenia na tyczkach?

Z nami narciarze jeżdżą… we wszystkich terminach oprócz ferii. Zaczynamy sezon w październiku, kończymy w maju. Jesienią odwiedzamy lodowce, w środku zimy klepiemy tyczki smagani słońcem Italii, a kończymy kwietniowym, austriackim mrozem. Równolegle, we wszystkie śnieżne weekendy stawiamy tyczki w Polsce. Kalendarz znajdziesz tutaj.